Kim jest „fashion victim”?

Plotka głosi, że termin ten ukuł Oscar de la Renta w rozmowie z Johnem Fairchildem (choć ten drugi przypisuje stworzenie tej frazy sobie samemu). Dwadzieścia lat później, internetowa wyszukiwarka Google wyświetla prawie milion wyników dla zapytania „fashion victim”. Green Day nagrywa piosenkę pod tym tytułem, a francuska artystka pop Loire zwieńcza owym hasłem cały album. Słynna wystawa japońskiego fotografa Kyoichi Tsuzuki „Happy Victims” to również wariacja na temat pojęcia „fashion victims”. Termin „Ofiara mody" pozornie nie budzi wątpliwości co do swojego znaczenia, jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, co się faktycznie pod nim kryje.

Termin „Fashion victims” coraz częściej staje się przedmiotem zainteresowania socjologów i kulturoznawców, pomału rosnąc do rangi zjawiska społecznego, a nie jedynie sprytnego określenia. Ofiarom mody towarzyszy przekonanie, że wyglądają doskonale, podczas gdy w oczach obserwatora jawią się jako pogubione w modowych banałach. „Fashion victims" są częściej i bliżej nas, niż mogłoby się wydawać. Dwa lata temu pole festiwalowe polskiej mekki fanów muzyki, Open’era, wprost mieniło się od czarno-białych legginsów w pionowe paski. Tego zmasowanowego ataku nie można było wytłumaczyć w kategorii panującego trendu, gdyż obejmował w zasadzie tylko jeden element ubioru, a nie pewien szerszy nurt przemian. To pokazuje, że ofiarą mody można stać się nie tylko poprzez nadmiar. Chęć stworzenia unikalnego „zeberkowego” zestawu doprowadziła do unifikacji dumnych uczestniczek festiwalu. Na tyle oddaliły się od celu w postaci wyróżniania się, że aż przyciągało to uwagę.


Kyochi Tsuzuki w swoim projekctie „Happy victims" sfotografował tokijskie pokolenie Z, owładnięte obsesją ubrań i dodatków od znanych projektantów

Kto kwalifikuje się do kategorii ofiary mody? Bjorn Schiermer w czasopiśmie „Fashion Theory" pisze, że „ofiara mody podąża ścieżką mody  i czasem z tej ścieżki zbacza”. Tak ogólne określenie nie może jednak satysfakcjonować specjalistów. Dziennikarka modowa Michelle Lee poświęciła tematowi modowej wiktymizacji książkę, której lekturę uświetniają barwne opisy ekstremalnych „przypadków" ofiar mody.

(…) Krzepka kobieta około lat 35, której wygląd odzwierciedlał jej domniemane przekonanie o tym, że im więcej trendów zgromadzisz na swojej sylwetce, tym lepiej. Zliczyłam cztery: dopinany kołnierzyk ze sztucznego futra, skórzane spodnie, wielokolorowe kozaki ze skóry węża i coś, co zasługiwało na przedłużony aplauz - cekinowy kapelusz kowbojski (…). To dopiero ofiara mody, pomyślałam, przechodząc obok niej.” (Fashion Victim: our love-hate relationship with dressing, shopping, and the cost of style, 2003)

Mentalny obraz, jaki pojawia się w głowie podczas lektury tego opisu, wywołuje lekki chichot, jednak nikt nie uśmiechnąłby się z przekąsem widząc w powyższym zestawie np. legendarną Annę Piaggi czy Annę Dello Russo. Co zatem decyduje o tym, kto ma prawo pojawiać się w ekstrawaganckich zestawach bez ryzyka ostrej krytyki? Odpowiedzią na to pytanie nie są sława, status społeczny ani pieniądze, tylko świadomość dokonywanych wyborów. Decyzje, które podejmujemy na co dzień mają kluczowe znaczenie w procesie indywidualizacji. Podkreślanie swojej osobowości wpływa nie tylko na to, jak postrzegają nas inni, ale również na to, jak my postrzegamy samych siebie. Podobny proces można zaobserwować wśród grup – z poszukiwaniem tożsamości mamy do czynienia również w przypadku subkultur. Punkowe irokezy i metalowe nity, tiulowe spódniczki łączone z mrocznym makijażem epoki „Emo”, czy nawet wydłużające szyję pierścienie plemienia Paduang w Burmie to znaki rozpoznawcze, manifestujące przynależność do pewnej grupy (często wręcz narzucane jako obowiązkowe, by móc ogłosić się jej członkiem). Dlatego należy zdecydowanie oddzielić modową wiktymizację od innych form zagubienia swojej wyjątkowości.

 

Anna Dello Russo – indywidualistka, czy „fashion victim"? Fot. Style Stalker

„Moda jest jednocześnie środkiem ekspresji swojej indywidualności oraz mocą, która jej zagraża”, pisał niemiecki filozof i teoretyk kultury Georg Simmel. Mnogość elementów, z których możemy obecnie wybierać jest imponująca, ale też nakazuje zachować rozsądek. Jeśli wszyscy są ekstrawaganccy – nikt nie jest. Według zasady „mniej znaczy więcej” o stylu często decyduje jeden element z całego stroju, zdarza się również tak, że projekty stworzone dekady temu nie tracą na aktualności i urastają do rangi tak zwanych „klasyków”. Bywa i tak, że noszone przez kogoś ubrania nie mają nic wspólnego z jego poczuciem estetyki. Koszulki ze sloganami kiedyś służyły celom politycznym albo sygnalizowaniu swojego ulubionego gatunku w muzyce. W czasach „fashion victims" wypłowiały, spłaszczyły się i straciły na znaczeniu.